Baba Jaga patrzy!
Nie przepadam za pisaniem wstępów, ale w tej książce nie da się tego uniknąć. Muszę bowiem od
razu lojalnie uprzedzić tych spośród Czytelników, którzy spodziewają się po mnie zdemaskowania
Adama Michnika, jakichś rewelacji o jego potajemnych konszachtach politycznych, rodzinnych
powiązaniach albo niecnych, ukrywanych przed opinią publiczną intencjach, że ich rozczaruję.
Adam Michnik istnieje tu tylko taki, jakim zaprezentował się sam w swoich artykułach, esejach i
przemówieniach. Odwołuję się wyłącznie do jego ogólnie dostępnych wypowiedzi i do faktów, które
są powszechnie znane, choć przez niektórych wypierane ze świadomości; moją jedyną ambicją jest
ułożenie ich na użytek Czytelnika w logiczny ciąg przyczyn i skutków.
Podobne rozczarowanie czekać też może tych, który czując na Michnika gniew - do czego są
przecież liczne powody, omawiane w tej książce - oczekują mocnych stów, jadowitych złośliwości i
grubych obelg. Są autorzy znacznie ode mnie w tym lepsi i zamiast rywalizować, odsyłam po prostu
zainteresowanych do nich.
Nie jestem dziennikarzem śledczym, odkrywającym to, co osoby publiczne, szczególnie ludzie
władzy, pragną przed opinią publiczną ukryć. Nie jestem też mścicielem, który zamierza swoim
pisaniem odegrać się na redaktorze naczelnym „Gazety Wyborczej" za spustoszenia, jakie
wyrządził.
Jestem publicystą. Stałem się nim po trosze z przypadku, ale po trosze także z wiary, że zwracając
się do moich rodaków słowami, przekonam przynajmniej niektórych z nich do spraw, w które
mocno wierzę. Przede wszystkim do tego, że państwo polskie, które odzyskaliśmy, a za walkę o
które poprzednie pokolenia Polaków płaciły straszliwą cenę, jest wielkim skarbem i ciąży na nas
odpowiedzialność, byśmy go ponownie nie zaprzepaścili, jak to się już w naszej historii zdarzało. I do tego, że aby Polska była krajem silnym, nowoczesnym i cywilizowanym, zapewniającym swym
obywatelom maksimum dobrobytu i praw, musimy oprzeć ją na uczciwych zasadach - wolnego
rynku, sprawiedliwości oraz osobistej wolności obywateli, ale i odpowiedzialności, egzekwowanej od
nich przez system prawny. Do tego wreszcie, że nie wygrzebiemy się z cywilizacyjnego upadku i
moralnej degrengolady, jeśli nie przywrócimy znaczenia takim zapomnianym słowom, jak:
przyzwoitość, uczciwość, honor czy godność. Prawość nie jest w życiu narodów luksusem; jest
warunkiem ich trwania i rozwoju.
Nie ja jeden wierzyłem, że po upadku komunizmu tej prawości będzie w Polsce przybywać. Stało
się inaczej. Zbudowano Polskę, która, mimo formalnej zmiany ustroju, nigdy nie odcięła się od
bandyckich zasad rządzących gnijącym socjalizmem. Zbrodniarze, kanalie i karierowicze z
komunistycznych sitw i mafii pozostali „właścicielami" III RP, tak jak byli „właścicielami" peerelu.
Draństwo nie przestało popłacać, a uczciwość nie przestała być frajerstwem. Szanujący się
publicysta nie może się z tym godzić. A to znaczy, że nie może nie zmierzyć się z problemem winy i
odpowiedzialności tych, którzy nam taką koślawą Polskę zafundowali. Tych, którzy chytrze
zaplanowali i przeprowadzili ustrojową transformację w taki sposób, aby swoje przywileje
komunistycznej bezpieki i nomenklatury zamienić na przywileje oligarchii pieniądza w państwie
postkomunistycznym, formalnie demokratycznym i wolnorynkowym, w istocie - na poły feudalnym.
I tych, którzy występując z mandatem społecznego poparcia, jako rzecznicy Polski
pokrzywdzonych, podeptanych przez czerwoną dyktaturę - ową nieuczciwą przemianę „przyklepali".
Bo albo okazali się za głupi na równorzędnych dla Jaruzelskiego i Kiszczaka partnerów w grze,
którą tamci z nimi podjęli, albo po prostu zdradzili, uwiedzeni możliwością dołączenia do kasty
uprzywilejowanej.


0 komentarze:
Prześlij komentarz